05.02.16, 11:00
O pasji, kulinarnym blogu, komunikacji z internautami oraz o planach. Rozmowa z Różą Mucha-Myśliwiec, autorką bloga Ciastkożercy.
Skąd wziął się pomysł na prowadzenie bloga?
Po krótkiej przygodzie z pracą w korporacji (jeszcze podczas studiów), doszłam do wniosku, że chciałabym aby moja praca była bardziej kreatywna. Chciałam, żeby więcej zależało ode mnie, dlatego postanowiłam otworzyć własną działalność i rozpocząć prowadzenie bloga kulinarnego.
Czym Pani blog różni się od innych kulinarnych, dostępnych w Internecie?
W sieci jest mnóstwo blogów kulinarnych (w tym cukierniczych), wiele z nich jest moją inspiracją i chętnie na nie zaglądam. Na ”ciastkożercach” zajmuję się głównie słodkościami. Uwielbiam, kiedy autorzy blogów pokazują proces przygotowania przepisu, wtedy całość wydaje się jeszcze bardziej autentyczna. Dlatego chciałam, żeby zdjęcia krok po kroku znalazły się także u mnie. Do tego staram się wybierać przepisy, które inspirują, są zabawne, pomysłowe i… spodobają się dzieciom :)
Czy śledzi Pani inne blogi i media kulinarne?
Jest wiele polskich blogów, na które z przyjemnością powracam. Bardzo lubię makecookingeasier - właśnie za wspaniałe zdjęcia, krok po kroku i nieco „kulis” powstawania przepisów. Często zaglądam na mojewypieki, żeby po prostu się dokształcić - autorka ma niesamowitą wiedzę cukierniczą! Mam również całą listę zagranicznych blogów, które chętnie odwiedzam, jednak najchętniej wpadam na zagraniczne kanały na YouTube - tu, wydaje mi się, ich twórcy wyprzedzają jeszcze polskich, szczególnie w kategorii „creative baking”.
Polacy mają coraz większą świadomość kulinarną. To pomaga czy raczej przeszkadza w prowadzeniu bloga?
Mnie zdecydowanie pomaga, ale może dlatego, że moi czytelnicy są bardzo życzliwi - z przyjemnością czytam komentarze o nowych trikach cukierniczych, czy również ich własnych sposobach na udane wypieki.
Dobry blog wymaga poświęcenia sporej ilości czasu. Jak to jest w Pani przypadku?
Jeśli bloga traktujemy tak jak swoją pracę, to rzeczywiście trzeba poświęcić mu sporo czasu. Przepisy dodaję kilka razy w tygodniu - zwykle w weekendy, kiedy najwięcej osób ma czas wpaść obejrzeć nowości. Zdjęcia robię sama i choć wielu rzeczy musiałam i jeszcze muszę się nauczyć, sprawia mi to ogromną przyjemność. Na którymś z zagranicznych blogów, na które wpadam od czasu do czasu (mycupofcake) przeczytałam, że nasz blog jest tak dobry, jak dobre są jego zdjęcia i sądzę, że w przypadku blogów kulinarnych ta reguła często się sprawdza. Oczywiście, nawet najlepsze zdjęcia na dłuższą metę nie uratują kiepskiego przepisu, ale słabe fotografie mogą sprawić, że najlepszy przepis może po prostu przejść niezauważony.
Bardzo charakterystyczne dla Pani bloga są dopieszczone, autorskie materiały fotograficzne. To najtrudniejszy etap przygotowania danego przepisu?
Rzeczywiście, sesja zdjęciowa konkretnego przepisu na bloga to cały rytuał. Zaczynam od przemeblowania kuchni, tak aby stworzyć ministudio fotograficzne. Lubię korzystać ze światła dziennego, ale w zimowe dni czasem niezbędne okazuje się dodatkowe doświetlenie. Jestem fotografem samoukiem, studiem jest moja kuchnia, więc wiele rozwiązań, które stosuje jest cóż… zdecydowanie niekonwencjonalnych. Zdarzało mi się robić również zdjęcia na zamówienie (np. dla Gellwe), ale najbardziej lubię sesje - również te partnerskie, którymi mogę się podzielić z moimi czytelnikami na blogu.
Co sprawia największą trudność w prowadzeniu bloga?
Sporo czasu zajmuje wypracowanie sobie pewnego schematu, nauczenie się systematyczności i pogodzenie pracy nad blogiem z domowymi i firmowymi obowiązkami. Tym bardziej, że muszę współpracować z resztą rodziny - odkąd prowadzę bloga moja dwuletnia córka zdążyła całkiem sprawnie rozmontować mi już trzy statywy...
Jak wygląda Pani komunikacja z internautami?
Jak już wspomniałam, mam bardzo życzliwe grono czytelników. Na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć negatywne komentarze - może to słodycze tak pozytywnie nastawiają ludzi do świata? :) Zawsze czytam komentarze pod wpisami i staram się na bieżąco na nie odpisywać. Prawdę mówiąc cieszę się, kiedy moi czytelnicy znajdują coś do poprawienia w przepisie, bo to znaczy, że wpadają do mnie nie tylko, żeby pooglądać zdjęcia.
W jaki sposób wygląda selekcja wybieranych przepisów?
Jest mnóstwo czynników, które biorę pod uwagę wybierając przepisy - a może inaczej: mam mnóstwo przepisów, które chciałabym wypróbować i pokazać na blogu. Zawsze staram się publikować więcej wpisów przed świętami, żeby podzielić się ciekawymi inspiracjami z moimi czytelnikami. Lubię, kiedy wypieki są kreatywne, nawet tradycyjne ciasta można ładnie zaprezentować i podać z „efektem uau”. Biorę również pod uwagę dostępność produktów – szczególnie, kiedy staram się zaadaptować na polskie warunki coś, co spodobało mi się na zagranicznych blogach.
Charakterystyczne logo Ciastkożerców
Czy spotkała się Pani z kradzieżą Pani przepisów i materiałów?
Bardzo cieszę się, kiedy ktoś korzysta z moich przepisów i nie mam nic przeciwko zamieszczaniu ich na swoich stronach - pod warunkiem, że zamieszczona jest także notka skąd się tam wzięły. Prawdę mówiąc z ewidentną kradzieżą spotkałam się tylko raz: autorka strony tartelette korzysta ze zdjęć różnych polskich blogerów (w tym z moich) zamieszczając je w ofercie pieczonych ciast. Mimo maili wklejenie cudzego zdjęcia uważa za „inspirację” i niestety, sytuacja jest niezmienna od dłuższego czasu.
Prowadzenie blogu w dzisiejszych czasach to nie rzadko tylko hobby i pasja. Jak wygląda współpraca z reklamodawcami?
Myślę, że reklamodawcy coraz częściej doceniają potencjał jaki drzemie we współpracy z blogerami. Dobre blogi mają przecież wskaźnik wejść porównywalny do sprzedaży popularnych papierowych gazet. Dzięki dopracowanemu contentowi oraz obecności w social media, blogerzy potrafią dotrzeć do naprawdę dużej grupy odbiorców - co więcej, reklamodawca ma pewność, że będą to czytelnicy, których zainteresowania pokrywają się z tematem reklamy. W mojej dotychczasowej współpracy z markami/firmami najbardziej podoba mi się, że reklama na blogu może być naprawdę kreatywna - ważne przecież, żeby konkretna akcja była atrakcyjna nie tylko dla reklamodawcy i autora bloga, ale żeby skorzystali na niej także czytelnicy. Możliwość doboru partnerów reklamowych jest dużą odpowiedzialnością dla autora bloga (z łatwością można zamienić swój blog w słup reklamowy), ale stwarza także ogromne możliwości rozwoju.
Jakie są Pani plany dotyczące działalności bloga na 2016 rok?
Moje listy „to do” zawsze zdecydowanie przekraczają ramy czasowe jakimi dysponuję, ale trzeba przecież mieć w czym wybierać. Uważam, że bardzo ważny jest rozwój kanałów social media połączonych z blogiem - tu mam jeszcze sporo do zrobienia. Duży potencjał ma także praca nad kanałem na YouTube. Planuję rozszerzenie bloga o kategorię „Pamiątki z wakacji” (do tej pory pojawiały się pojedyncze wpisy), która byłaby słodkim pamiętnikiem z wakacji pokazującym ciekawe miejsca i cukiernicze inspiracje z podróży.
Dziękuję za rozmowę.
Róża Mucha-Myśliwiec
Absolwentka Uniwersytetu Sląskiego (na kierunku filogia słowacka). Od trzech lat prowadzi bloga kulinarnego Ciastożercy. W przeszłości pracowała m.in. w Farnell element 14.