09.04.08, 00:14
PISF: Znikający eksperci
11 lutego br. pojawił się w tygodniku „Newsweek” artykuł Wojciecha Surmacza pt. „Mosfilmu nie będzie”. Artykuł poruszał m.in. tematy dziwnie dużego udziału w dotacjach Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej podmiotów gospodarczych powiązanych z członkami samej Rady Instytutu: Jackiem Bromskim i Juliuszem Machulskim (studio Zebra), Michałem Kwiecińskim (Akson Studio), Włodzimierzem Niderhausem (Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych).
Pisałem o tym kilka tygodni wcześniej w „Nie” (w artykule Pt. „Będzie Katyń 2”, nr 48/2007), podając jedynie inne przykłady wyliczeń. Wówczas PISF zareagował zupełnym milczeniem. A to m.in. dlatego, że artykuł nawiązywał jednocześnie do organizowanego niemal w tajemnicy Walnego Zjazdu Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Klika Bromskiego wolała sprawę przemilczeć, żeby nie wzbudzić zainteresowania innymi problemami poruszonymi w tym samym artykule - wszak na zjeździe (15 grudnia) planowano przepchnąć zmiany w statucie SFP, powiększające przewagę kilku najbardziej wpływowych osób i przekształcające SFP w korporację, co się udało, a ja to zrelacjonowałem w reportażu z tego kuriozalnego wydarzenia, na które wśliznąłem się tylnymi drzwiami – szczegóły można było poznać w numerze 2/2008 tegoż samego tygodnika (pt. „Bromski nakręcił zjazd”).
Co w artykule Surmacza było naprawdę nowe, to to, co zaczęło wyciekać z Ministerstwa Kultury dopiero wtedy, gdy ja pisałem obydwa artykuły: niejasności wokół sławetnego Miasteczka Filmowego w Nowym Mieście nad Pilicą okazały się brać stąd, że ono najpewniej po prostu nie powstanie („Newsweek” sugeruje, że gadanie o nim było jedynie częścią kampanii Prawa i Sprawiedliwości)…
Na artykuł Surmacza Instytut postanowił jednak zareagować oficjalnym dementi (20 lutego) autorstwa Radcy Prawnego PISF Krzysztofa Folanda, wysłanym do redakcji „Newsweeka” i zawieszonym na stronie WWW Instytutu. Ciekawy jest punkt 5. sprostowania: „Nieprawdą jest, że członkowie Rady mają wpływ na decyzje o dotacjach. […] Rada nie decyduje o wyborze projektów. Żaden członek Rady nie jest ekspertem. Żaden nie ocenia wniosków.”
Po pierwsze, pod słowem „wpływ” w artykule Surmacza mieści się znacznie więcej, niż tylko to, czy oni sami osobiście te projekty oceniają. Mają wpływ na całą procedurę, określają różnego rodzaju priorytety w działalności instytutu, mają wiedzę na temat całości procesu oceny, który dla samych ocenianych jest zupełnie nietransparentny i niejasny.
Po drugie, punkt ten jest kłamstwem nawet na najprostszym poziomie: wspominani członkowie Rady są zarazem ekspertami i od początku istnienia PISF, w każdej sesji, oceniali projekty w różnych programach operacyjnych, czasami nawet w kilku komisjach jednocześnie, czasami w jednej komisji było dwóch, nawet trzech członków Rady. Obecna, 10. sesja Instytutu, jest pierwszą, w której nie ma ich na liście aktualnie oceniających ekspertów. Co ciekawe w lutym wszystkie listy ekspertów, zarówno lista ogólna grupująca wszystkie osoby, spośród których co sesję losowane są komisje, jak też listy ekspertów poszczególnych komisji w poprzednich sesjach, które zawsze były dostępne na stronie WWW… zniknęły. Pytam rzecznika prasowego, czy to w celu ukrycia, że członkowie Rady zawsze oceniali projekty? Grochem o ścianę. Nawet link do aktualnej listy komisji otwierał przez jakiś czas pustą stronę. Czyżby przebudowywano właśnie tę listę?
Listy ekspertów kolejnych sesji są jednak do odnalezienia na stronie Biuletynu Informacji Publicznej (www.bip.pisf.pl, zakładka „Rada i eksperci” po lewej stronie – chyba że stamtąd też niebawem poznikają…). Pytam więc, dlaczego Instytut kłamie w tak śmieszny i łatwy do zdemaskowania sposób, niczym średnio pociumane dziecko? Grochem o ścianę.
A może to zbieg okoliczności, że listy zniknęły akurat po artykule, może zniknęły z innego powodu? Filmowcy mówią, że ostatnio (korzystając z okresu przejściowego między jednym a drugim ministrem kultury?) władze Instytutu (dyrektor Agnieszka Odorowicz?) czarodziejskim sposobem wydłużyły listę ekspertów o nazwiska kilku posłusznych sobie i przydatnych osób (żeby zwiększyć kontrolę nad procesem oceny wniosków?). Sposób byłby czarodziejski, bo ekspertów mianować może tylko Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mówi się, że filmowy lud zorientował się, że doszło do takiego majsterkowania i władze Instytutu w panice kazały odpowiedzialnym za stronę WWW wykasować listy…
Możemy jednak jedynie spekulować, bo na proste pytanie - co się dzieje? gdzie i dlaczego znikają eksperci? - PISF po prostu odmawia dopowiedzi. Jeżeli jednak sprostowanie zawiera kłamstwa w tak prostej i śmiesznie łatwej do sprawdzenia sprawie, to ile może się kryć w wyliczeniach na podstawie nigdzie nie publikowanych danych, do których nikt poza władzami PISF nie może zajrzeć (te wszystkie procenty, anulowane promesy)?
Komentarze